Złapałam się na tym, już dwa razy w tramwaju. Jedna była bardzo wysoka i szczupła, ale przede wszystkim miała w ciele coś swobodnego, aż dresiarskiego, w bluzie z kapturem, śliczne oczy i ruchy Dennisa Rodmana. Druga była od niej starsza, łagodniejsza, matczyna, blondynka w okularach. Po jednym przystanku wspólnej drogi złapałam się na tym, że zastanawiam się, czy są razem. Z jednej strony poczułam się zawstydzona tą myślą, to jest ta poprawność polityczna przecież, nawet jeśli są razem, co w tym dla mnie powinno być takiego frapującego. Jaka to sensacja. Tylko że dla mnie w tym nie ma sensacji, a jest raczej obserwowanie gracji. Czegoś tajemnego. Jakaś część mnie im zazdrości, szczególnie tej młodej, tej w bluzie. Jej wyjebania w sylwetce, w postawie. Nie mogłam przestać na nią patrzeć, tak jak z zachwytem patrzy się na obraz, w którym uchwycony jest nieuchwytny element, pociągający nie wiadomo czym, każący się przyglądać właśnie w celu dowiedzenia się co to jest, co tak przyciąga.
“Czy one są razem” myślałam cały czas, tak zresztą, jak lubię w ogóle myśleć o osobach, które spotykam jednorazowo w metrze i tramwaju. I im bardziej próbowałam wywnioskować z drobnych gestów, pokazywania sobie zdjęć na telefonie, czułości, z jaką ta starsza patrzyła na młodszą, tym bardziej czułam, że moja ciekawość pewnie byłaby odebrana jako coś złego i bardzo niepoprawnego. Za drugim razem zwróciłam uwagę najpierw na strój. Na nonszalancję dresowych spodenek i białego podkoszulka, ale też – znowu – pewność siebie. Stała przede mną dziewczyna, od której biła siła i to nie była siła Sharon Stone na szpilkach, tylko właśnie siła dresu i podkoszulki, które mają być wygodne, nie są od młodych projektantów, są po prostu. Dopiero chwilę później zobaczyłam, że jest ze swoją dziewczyną. Wtedy pomyślałam to głośno w swojej głowie: „Lubię lesbijki”.
Jestem z boku, nie miałam nigdy dziewczyny, wolę chłopaków, więc to zdanie powinno brzmieć teraz: na szczęście im nie jest moje lubienie do niczego potrzebne. “Im”, bo nie jestem w tym gronie. Staram się pisać delikatnie, ważę słowa, choć nie chcę. To, co jest dla kobiet najważniejsze moim zdaniem, to pokazanie, że też mogą. Stworzenie, bądź też podkreślanie, kobiecych wzorców, które będą zachęcały do grania na basie, jeżdżenia na longboardzie i startowania w wyborach samorządowych. To cały czas jest potrzebne. A one, mam takie wrażenie, żyją w świecie samowystarczalnym. Nie muszą się zastanawiać nad tym, co to znaczy, że masz być kobieca. Jest to dla mnie wspaniałe. Obserwuję to z zachwytem. Bo najwspanialsza dla mnie jest różnorodność, w tym również różnorodność sposobów, w jakie mogą realizować się relacje w parze. Jaki straszny jest świat, w którym są tylko te pary z Lidla, on snujący się za nią z wózkiem, bezwolny, i ona, mówiąca, że teraz kupimy to, to i to, ale czekolady nie, bo musisz ograniczać cukier. Jaki straszny, och jaki straszny jest świat, w którym spotykają się pary i mężczyźni rozmawiają o płytach, sporcie i polityce, a kobiety o dzieciach. On jest cały czas, straszne słowo „stereotyp” wisi nad tym, co napisałam powyżej, ale ja nie wymyślam tego, ja to widzę na własne oczy. I nagle wchodzą one i ustalają zupełnie inne porządki świata. Nie pamiętam niestety tytułu tego filmu, w którym roztrzęsiony mężczyzna opowiadał o tym, jak dane mu było spędzić noc z dwiema lesbijkami, jaki był podekscytowan,y że nareszcie TO ZOBACZY. I co? I okazało się, że to bylo straszne, “one w ogóle nie zwracały na mnie uwagi”, mówił rozżalony i wściekły.
Miałam 17 lat, kiedy moja przyjaciółka powiedziała mi, że woli dziewczyny. Siedziałyśmy w jednej ławce przez cały ogólniak i byłyśmy nierozłączne. Dowiedziałam się, że polonistka z naszej szkoły wypytywała naszego kolegę, czy jesteśmy razem. Co chciała zrobić z tą wiedzą? Co kryło się za tym pytaniem? Nigdy się tego nie dowiem, ale czułam jakąś satysfakcję, że wbijam w ten system – w którym wszystko powinno być właśnie, że chłopak rodzina normalna dziewczyna – że wbijam w niego nóż. Że dobrze wam tak, nauczycielki z przedmieścia. Do naszej klasy chodził niezwykle inteligentny, wrażliwy chłopak, który z niezrozumiałych dla nikogo przyczyn miał sily odjazd prawicowy. Paliliśmy razem papierosy, urywaliśmy się na wagary i razem piliśmy piwo. Mówił, że homoseksualiści powinni być trzymani w obozach. Nie wiedział. W pewnym momencie zrobiło się to nieznośne, nie wytrzymałam kiedyś i powiedziałam mu. Czy ty wiesz, Paweł, że ona jest lesbijką? Ona, za którą Paweł poszedłby w ogień, bo jest to po prostu super laska, dobra i konkretna. Wypalił przy mnie cztery papierosy na raz. Widziałam, że nie wie, co ze sobą zrobić. Nigdy nie powiedział już słowa o homoseksualistach. Tak było, u nas na przedmieściach, gdzie czas wolny spędzało się na placu zabaw i do Warszawy nikt nie jeżdził, bo było za daleko.
Nie rozmawiałyśmy o tym nigdy specjalnie, ale kiedyś, wiele lat później, wpadła do mnie ze swoją dziewczyną. Zapytałam je wtedy, czy ich rodzice wiedzą. Było mi głupio o to pytać, czułam, że może przekraczam jakąś granicę. Bo przecież, czy nie o to trochę chodzi, żeby właśnie nie było w tym żadnej sensacji? A z drugiej strony – przecież tak jest – ja nie musiałam powiedzieć: ”Mamo, muszę ci coś powiedzieć, jestem heteroseksualna”. Nie musiałam się bać i zastanawiać, jak moja mama zareaguje. Moi rodzice, mimo naszej przyjaźni, nie pytali mnie nigdy, ale kiedy mówiłam o S. “moja żona”, a mówiłam, to widziałam, jak ojciec czerwieniał ze złości.
Zabawne jest dla mnie to, że ich trochę nie ma. Jawną niechęć wszelkiego rodzaju agresywnych prawicowców budzą geje, mamy w końcu zakaz pedałowania, czyż nie? Jestem pewna, że wynika to z freudowskiego lęku przed penetracją. Oni sobie wsadzają TAM przecież, fujka. Jestem dziewczyną, penetracja jest dla mnie czymś zwyczajnym, nie widzę w tym niczego przerażającego, bawi mnie homofobia podszyta tym, że jezu, ten koleś mógłby mi wsadzić. Zadziwiające jest dla mnie, ilu jest mężczyzn odczuwających niechęć w stosunku do homoseksualistów. Co ciekawe, nie zauważyłam specjalnie takich świadectw w postaci kobiet odczuwających niechęć do lesbijek. Kończy się chyba na prostym “babochłopie” i tyle. Co jest też ciekawe, ciężko bowiem wyobrazić mi sobie coś bardziej kobiecego niż dwie kobiety, w których życiu mężczyzn może nie być. Dla mnie to jest kobiecość w wersji max, kobiecość opór. Tak bardzo samowystarczalna, że nie musi prosić o żadne pozwolenia na adopcję, bueheheh, in your face, strażnicy prawa naturalnego.
Lubię lesbijki, bo te, które znam, są ciepłe i troskliwe, a jednocześnie mają jakąś no bullshit quality. U mnie na bazarze, na którym istnieje silna komitywa sprzedawców i codziennie toczą się rozmowy o dzieciach, mężach i obgadywanie kupujących, jest też dziarska Aneta. Ma w sobie tę jakość. Zresztą, hej, no często wywnioskowanie preferencji seksualnych nie jest takie specjalnie trudne. Możemy sobie publicznie i grzecznie mówić o rolach płciowych, ale przecież serio często to widać – to widać, że ktoś jest gejem, to widać, że ktoś jest lesbijką. Słyszałam, jak Aneta rozgorączkowana rozmawiała przez telefon z kimś, kto nie chciał powiedzieć – “Ja chcę z tobą być, dla mnie to nie jest problem. Ale jak ty nie chcesz powiedzieć, to ja tego nie widzę, nie ma sensu”.
Chciałabym, żeby Aneta mogła na tych codziennych pogaduszkach przy kawie opowiadać o swojej dziewczynie. Żeby nie musiała się z niczego tłumaczyć, żeby nie musiała się zawstydzać.
Mnie też wkurwia polityczna poprawność, bo czuję, że mówię o czymś, co mnie nie dotyczy, jestem dziewczyną heteroseksualną. Nie wiem, jak to jest, kiedy musisz swoim rodzicom przyznać się (PRZYZNAĆ!!! WTF) do tego, kogo kochasz. Nie wiem, jak to jest, kiedy opowiadasz zapłakana na przystanku zatroskanemu przechodniowi, że to jest zawód miłosny i dlatego płaczesz, a on na to mówi: “pani, trzeba szybko znaleźć nowego”, a ty nie odpowiesz mu “nie no – nową”. Wiem tylko, jak to jest mieć przyjaciółkę lesbijkę ze szkolnej ławy. Jak to jest dowiedzieć się w wieku 17 lat, że woli dziewczyny. Dowiadywać się, że brat nie chce usiąść z nią przy jednym stole na wigilii. Wiem, jak to jest obserwować dziewczyny, które mają dziewczyny i nie plotkują wesoło z innymi o chłopakach, tylko siedzą troche zawstydzone na treningach. I wkurwia mnie to. Wkurwia mnie to potwornie. Ponieważ w moim świecie to właśnie to powinno być normcore. To, że nie muszą się wstydzić. Już mi się rzygać chce tym argumentem o normalności, jak taki jesteś normalny, to sobie odłącz telewizor i nie pij napojów energetycznych, na plejaku nie graj i nie jedz czipsów, ty wyznawco normalności ty. Serio nie kumasz, że na świecie jest siedem miliardów osób i to dobrze, jeśli nie wszyscy wchodzą w ten schemat rozmnażania? …I znowu to robię. Znowu wchodzę w dyskusje, które po prostu nie mają sensu, nie dogadamy się, ja się tylko poddenerwuję i tyle.
Myślałam, że będzie inaczej. Jak boga kocham. Byłam pewna, kilkanaście lat temu, że to zaostrzenie ustawy antyaborcyjnej to jest jakiś żart przejściowy i że kwestią kilku lat jest to, żeby w konkursach piękności startowały normalne kobiety, jak to jest w tej mitycznej Szwecji. Może nie myślałam, że związki partnerskie będą zalegalizowane, ale też do głowy mi nie wpadło, że komuś będzie się chciało za moje podatki delegalizować in vitro. No i jestem w sumie w dalszym ciągu zdziwiona. Bo coś, co było marginalnym dyskursem, nagle staje się zjawiskiem typu normcore. Bo nagle to nie jest tak, że kilku chłopców z NOP-u marzy o wielkiej Polsce ojczyźnianej, tylko o tych dewiantach od wychowania seksualnego, feministkach i lewackiej hołocie zaczyna mówić pan Janusz, sprzedawcy na moim bazarze oraz operator na planie zdjęciowym. Oburzałam się na znajomych dwudziestolatków, kiedy chcieli barykadować Marsz Niepodległości kilka lat temu, mówiąc, że chcą wojny, że podchodzą do tego z tanim entuzjazmem (“najpierw pójdziemy na manifestację, a potem do Kamieniołomów”) i że to jest niepotrzebne zwracanie uwagi na coś, co powinno zostać w podziemiu, o czym powinno się milczeć, żeby samo umarło bez powietrza. Ale nie. O tym, że jest coraz gorzej nie muszę chyba pisać. Macie internet. Ja też go mam. I jest mi wstyd, że trzeba w ogóle bronić terminu akademickiego jakim jest płeć kulturowa i czuję, że jest gorzej niż było, a od słowa “tęcza” robi mi się słabo.
Dlatego właśnie chciałabym napisać coś, co jest przeciwwagą dla tych bombardujących mnie z Faktu i spożywczaka komunikatów, tych o dziwadłach, pedałach i czerwonej hołocie. Chciałam napisać, że lubię lesbijki. Tak po prostu.
super tekst! pozdrawiam
Piękne! Polać jej!
ten film to może było „Friends”, jak Ross zaproponował żonie-lesbijce trójkąt.
Zawsze możesz spróbować 🙂 W końcu nie trzeba być homo, żeby spróbować z kobietą, tak, o, w celach poznawczych, chociaż w naszym smutnym świecie, nikt, oprócz samych zainteresowanych, próbować nie chce. Bo skąd się wie, że się lubi lody waniliowe a nie czekoladowe, gdy nigdy się ich nie jadło?
Są i tacy, którzy wiedzą, że Golgota Picnic ich obraża, chociaż nie wiedzą, o czym przedstawienie jest. Takim już nic nie pomoże.
Co do plotkowania o dziewczynach z heteroseksualnymi znajomymi, to plotkuję. Żeby nie dać się stłamsić. Chociaż jest to trudne np. na uczelni czy w jakiejkolwiek pracy, gdzie trzeba wybadać teren, bo można się na tym bezpośrednio przejechać.
Moja matka (psycholog), nadal ma cichą nadzieję, że skoro taka niedookreślona, jej córka może kiedyś znormalnieje. Nie dla niej, dla społeczeństwa. Dla potencjalnych wnuków, bo takowe się pojawią, bez względu na płeć przyszłej/ego parnerki/a. Przykro mi, kiedy widzę, jak znajomi zarzucają marzenia o rodzinie, czy wspólnocie majątkowej na rzecz jakiejś chorej, niezidentyfikowanej normalności. Dlatego, myślę, że lepiej wyjechać.
Bardzo lubie to wyjebanie na stereotyp, każdy! ;]
to ja tak po prostu dziękuję!
Wow. Piszę ja – lesbijka. Chciałabym więcej ludzi z takim podejściem.. Smutny jest nasz kraj, coraz bardziej smutny.
Dziękuję!
Mój „coming out” przebiegł raczej marnie, miałam 15 lat i podczas kłótni wykrzyczałam rodzicom „czy w kurwa wiecie z kim mieszkacie pod jednym dachem? mamusiu, tatusiu, jestem biseksualna”. Był szok, był niesmak i pytania w stylu „a skąd wiesz, że jesteś? spałaś z dziewczyną? Z M [moją najlepszą przyjaciółką]? Były stwierdzenia typu, że mi się odmieni, że to taki „młodzieńczy bunt”, chęć zrobienia rodzicom na złość. Były również komentarze, że mogę być sobie z kim chcę, ale adoptować dzieci to broń boże, bo to homopatologia. Cóż, na dzieci jeszcze trochę czasu mam, ale podejrzliwe spojrzenia kiedy przychodzi do mnie koleżanka to chyba jednak przesada. Nie pójdę też ze swoją dziewczyną „po mieście” za rękę, nie w tym państwie, nie w tym stuleciu, nie dlatego, że się wstydzę tego, kim jestem, ale z powodu tego, iż nie chcę być wytykana palcami jak małpa w zoo „patrz, lesby”. Chyba, że teraz wszystko wolno i następnym razem krzyknę za kimś „patrz, hetero”.
wow 🙂
Tak…Teraz, dziewczyna, którą Pani obserwowała wróciła do domu i z nadzieją na flirt wysmarowała w jakimś dziale ogłoszeń dla homo coś w stylu : widziałam cię w autobusie:)
Kilkanaście lat temu też mi się wydawało, że wszystko już prawie zostało zrobione, że już e brakuje, żeby w kraju wszystkim żyło się mniej więcej równo.Ten wybuch obyczajowego konserwatyzmu postrzegam jako odruch obronny w trudach kapitalizmu. Myślę, że ludzie tęsknią do choćby odrobiny przewidywalności, w której złudzeniu żyli rodzice, czy dziadkowie lub w której sami dorastali.Nie mogą tego mieć w sferze zawodowej i finansowej to chcą sprawować kontrolę w obyczajowej, która wydaje się prostsza do okiełznania.
Może być też tak, że test równych ról wypadł niekorzystnie. Ludzie zaczęli żyć w rozkroku kobiecości i męskości. W schizofrenii. Tradycyjne potrzeby seksualne i wynikające z nich oczekiwania plus nowoczesne a czasem zwyczajnie wymuszone przez gospodarkę role społeczne. A na to wszystko podziały w rodzinie.
Do lesbijek, to piszę z tej drugiej czyli homoseksualnej strony. Sprawę outowania też można rozpatrywać z kilku stron. Gdy byłam młodsza wychodziłam z założenia, że to mniej postępowi muszą dorosnąć do nowych ideałów w społecznym życiu. W razie czego można im to siłą narzucać.Ale moje próby bycia jawną, otwartą w środowisku doprowadziły mnie do wniosku, że takie rewolucyjne zachowanie to też jest forma przemocy. Nie ma dowodów na to, że osoby liberalne mają jakość życia lepszą niż konserwatywne ( albo nie doczytałam ). Wojowanie w obszarze ludzi obcych bywa nawet zabawne. Ja ich informuję i egzekwuję swoje prawa! W przypadku bliskich to jest coś w rodzaju gwałtu na ich uczuciach. Poprzez sferę mentalną, gdzie ja zmuszam ich do rozwoju czyli refleksji nad, wdzieram się do ich emocji. Po comming oucie nie ma odwrotu. Oni mają wybór, że albo zmienią swoje przekonania albo relacji nie będzie. I kim ja jestem, żeby rozwijać swoją 83 letnią babcię..?
I to nie jest tylko moja refleksja i praktyka. Znam co najmniej kilka takich osób, które powiedziały a potem wyparcie tematu przez rodzinę ( niewracanie, niewspominanie, udawanie ) też jest im na rękę.
Przemoc to jest ta skrajna i coraz rzadsza chyba forma reakcji. Można czuć jednak rozczarowanie, zawód. To jest taki konflikt wewnętrzny dziecka, które wie, że musi iść swoją drogą ale nie chce rozczarowywać ukochanych ludzi. Heteroseksualiści też coś takiego zapewne przeżywają bo to nie dotyczy tylko osobistych sfer.
No właśnie. Ja też obserwuję okazjonalnie ten świat heteroseksualnych kobiet. Wystarczy mieć profil na portalu społecznościowym i kilka razy w tygodniu można mieć relacje z życia rodziny polskiej. Okazjonalnie dorywam się też do tzw. kobiecej prasy. Czytywałam jako nastolatka, zaglądałam czasem po 20-stce. Ostatnio dorwałam pismo z przekonaniem, że minęło tyle lat, że tematyka ewaluowała i zapewne będę zaskoczona problemami współczesnych kobiet.
Refleksje…W następnej kolejności zakupiłam pismo Focus ze względu na temat różnic biologicznych a zatem różnic w funkcjonowaniu pomiędzy męskością a kobiecością bo doszłam do wniosku, że jakieś lata nauki o płci przeoczyłam a ona jednak nie poszła w przewidywaną przeze mnie stronę. Czyli, po prostu, media skierowane do kobiet oraz znajomi komponują obraz niefeministyczny. Być może te kobiety, które nie tylko dostosowują się do warunków ale mają jakieś autentyczne poznawcze pasje i intelektualne dylematy, to są ewenementy. Takie mam wrażenie bo takie jest moje osobiste doświadczenie. Takie, że kobieta opanuje każdą książkę w szkole i na uczelni bo nie wychodzi to ponad bycie grzeczną. Wykorzysta swoje zdolności intelektualne do wykonania 200% normy w pracy i awansuje ale to raczej z musu, czyli choćby niepewności dotyczącej mężczyzny, niż z autentycznej woli samorealizacji.
W życiu osobistym jej wizerunek można opisać nadal słowami: bierna, zależna, podatna na manipulacje, nieporadna, niezdolna do decydowania, próżna. Zmiana polega na tym, że na przestrzeni lat te media wmówiły jej, że ma do tego prawo, że powinna być z tego dumna.
A przecież ja nie mam złej woli.Ja żyję z kobietą. Ten temat interesuje mnie nie tylko z tożsamości ale i orientacji. Pozwalam sobie mieć jednak jakieś wątpliwości co do tego, czy aby na pewno w refleksjach nad płcią nie popełniamy jakiegoś błędu traktując jako normę coś co jest ewenementem.
W każdym razie, moje podglądanie świata hetero nie wypadło tak optymistycznie jak Pani podglądanie świata kobiet homoseksualnych. Wiem, że Pani ocena też jest mocno wyidealizowana bo w tym środowisku też są kobiety, którym można by przypisać negatywne stereotypy.Zapewniam, że w oczach wielu lesbijek Pani w dresie o kroku koszykarza, to jest środowiskowy problem. Realny wówczas gdy samoakceptacja i wyluzowanie zmienia się w chamstwo i brak kultury.
Poznalam pare par lesbijskich ot przez przypadek. Jedna to specjalistka od IT druga wziety prawnik. Prawniczka mowila mi o sprawach (ogolnie, gdyz wszystkie jakie prowadzila dotyczyly maltretowanych dzieci) ale rozwniez o tym ze bronila rodzicow ktorym chciano je odebrac , za darmo. Oni po prostu potrzebowali pomocy gdyz sobie w pewnych sprawach nie radzili. Razem wychowuja syna tej pierwszej i sa juz razem wiele lat. Bardzo szczesliwe. Ale to nie jest w Polsce niestety. Zyje w kraju gdzie bycie osoba heteroseksualna nie wzbudza emocji, gdzie pary moga sie rozliczac z podatkow razem i brac sluby. W kraju gdzie meczet stoi niedaleko kosciola baptystow czy katolickiego. Gdzie w pracy mam kolezanki noszace hijab lub ktore sa czarne. Jedne lubie inne troche mniej i nie ma znaczenia jaka religie wyznaja. Nawet sa swiadkowie Jehowy i ja calkowita ateistka.
Druga para byly osoby zajmujace sie admistrowaniem mojego bloku. Jedna z nich puszysta i ciepla druga typ meski (krotkie wlosy na jeza, zylasta i szorstka). Odeszly na emeryture razem, przeprowadzily sie ale wspominam je bardzo milo. Pasowaly do siebie i widac bylo ze jest im ze soba dobrze. I to jest najwazniejsze byc szczesliwym i pozwolic ludziom zyc tak jak sami chca.
Dziekuje
Bo różnorodność w ogóle jest spoko. I nikt nie powinien musieć się tłumaczyć z tego, że jest, jaki jest.
:), i ja lubię 🙂
Ten film, którego nie pamiętasz, to chyba był jeden z odcinków „Przyjaciół” 😉
Dzięki za ten tekst.
Jak zwykle w punkt.
A film z roztrzęsionym typkiem, który miał TO zobaczyć, to jeden z odcinków Przyjaciół, w którym Ross dowiaduje się, że jego żona jest lesbijką.
Super tekst!
Dobrze, że chociaż możemy się trzymać razem.
Lubię Małgorzatę Halber 🙂 absolutnie trafiłaś w dziesiątkę – jak również z taką normalną, ludzką, nieuderzającą w patetyczny ton narracją! Ulubiam po tysiąckroć!!!
O, a jeszcze dodam do artykułu, że niestety sporo z NAS ma dwa konta na fejsie (lub nazwiska-pseudonimy) –> jedno oficjalne dla kontaktów zawodowych oraz tych hetero „którzy nie wiedzą” – przypuszczalnie starych znajomych ze szkoły, o których tolerancji trudno coś wiedzieć, a drugie konto „swobodne i szczere” (choć zakamuflowane) dla znajomych z otwartym umysłem. Takim jaki Ty masz, Małgorzato 🙂
Piszesz o gejach i o lesbijkach. Warto jednak pamiętać, że postawa kobieca, o której piszesz (to co opisałaś podchodzi mi pod image „tomboy’a”), nie charakteryzuje wyłącznie lesbijek, jako, że orientacja seksualna niekoniecznie łączy się ze stylem bycia, wyglądem i sposobem zachowania i vice versa. Poza tym spectrum seksualności jest szerokie. Osobiście ten podział na homo i hetero strasznie mnie już nudzi. Zresztą, traktuję to jako dwie strony tego samego medalu. Szalenie interesujący są też ludzie o seksualności bardziej płynnej, bardziej nieuchwytnej. Biseksualiści, czy ci, którzy po prostu określają się jako queer. Ja się, na przykład, tak określam. I muszę powiedzieć, że gdy ma się zachowania i poglądy na temat stereotypów zachowań typowych dla danej płci nieco szalone i odmienne podejście, życie jest trudniejsze. Bo wyobraźmy sobie, jesteś taką kobietą, z doświadczeniami zarówno z płcią męską, jak i żeńską. Wyglądasz jak lesbijka, owszem. Twoje cechy charakteru są stricte androgeniczne; jesteś szalenie samodzielna, używasz mózgu, potrafisz myśleć chłodno, a zarazem cechuje cię głęboka wrażliwość i emocjonalność. Niby potrafisz być kobietą dla mężczyzny i ,,mężczyzną” dla kobiety. I te kobiety się tego w tobie boją. I ci mężczyźni się tego w tobie boją. Bo nie stoisz po żadnej ze stron. Bo czasem jesteś za mało kobieca. Albo zbyt męska. Mało kto chce taki „twór”, wielu boi się z tym skonfrontować. Wtedy dopiero zaczyna się „zabawa”. Jest to ciekawe, bywa fascynujące, bywa też okrapiane poczuciem wstydu i tego, że nie pasujesz. Otoczenie wymaga, byś się określiła, przeszła na jedną ze stron, tę „słuszną” względem punktu siedzenia.
dobry tekst, choć emocjonalny
a lesbijki lubią Ciebie Małgosiu 🙂
niesamowita klarowność, lekkość, smak i kolor tego, o czym piszesz.
to, że temat jest mi bliski chyba nie muszę zaznaczać
(po pierwsze ostatnio jest to temat zawsze jakkolwiek bliski każdemu, a po drugie – zapewne nikt, komu bliski nie jest tego nie przeczyta)
trafia. w sedno. w dno. i w drugie dno.
do człowieka trafia. trafisz. potrafisz trafnie trafić. tak.
niezwykły poziom empatii, takiej zwykłej, takiej ludzkiej. takiej rzadkiej.
Miałem z akceptacją homoseksualizmu innych trudniejsze przejścia. Sam woląc kobiety, długo trzymałem się „zdroworozsądkowej” wersji, że mi to nie przeszkadza, ale może w domu. Taka seksulanościowa wersja najsilniejszego w Polsce kościoła Prawdy Leżącej Pośrodku.
Nic specjalnego tam moja historia, kilka lat minęło, kilku przyjaciół gejów spotkanych, kilkaset rozmów przebytych i na siebie sprzed 5 lat (sic!) patrzę z ze zdziwieniem.
Natomiast dzięki temu, że przeszedłem tę drogę, rozumiem każdy element emancypacji i z dużym zrozumieniem popieram każdy przejaw homopropagandy. Inaczej niż „in yo face” się nie da.
Pani Halber, sądzi Pani, ze zaprezentowany w tekście układ „hetero be a homo cacy” różni się jakościowo od stereotypu „homo be a hetero cacy”? Pani też ocenia ludzi na podstawie ich orientacji seksualnej. Nieładnie. I – na marginesie – kiepsko musi wyglądać życie heteroseksualnej kobiety przekonanej, że mężczyźni potrafią rozmawiać tylko o sporcie i polityce. Gdybym ja wierzył, że z kobietą można porozmawiać tylko o tipsach i serialach, dawno palnąłbym sobie w łeb. Na szczęście tak nie jest.
Przez tą ogólną niechęć społeczeństwa opóściłam ten kraj. To już nawet nie chodzi o brak akceptacji i chowania prawdy pod dywanem, ale o to ,że skoro jestem normalna- to chcę aby wszyscy mnie tak traktowali… Mieszkam z moją partnerką razem juz 10 lat i jeszcze 100 przed nami… Niestety, juz nie tutaj… Miłość nie patrzy w lustro, nie ogląda się za siebie- jeśli jest tu i teraz jest ona bezwarunkowa.
Sądzę, iż zazdroszczenie „pewnego wyjebania” w zarysowanym kontekście dresiarskim brzmi wysoce niefortunnie.
Piękny tekst – po kim to Pani ma ? :-)))) Widać wyraźnie, że Pani to nie Tata na którego temat za jego deejayskie, itp. wyczyny w PRL mam same pretensje …
yahu pawul
http://dyskoteki-deejaye-prl.blogspot.com/
Bardzo Lubie Pani styl pisania. A lesbijki również
(:
Tego szukałem:)
Fajny artykuł. Sama jestem lesbijką, mam koleżanki lesbijki, biseksualne i wiele z nich ma podejście do swojej orientacji jakby to było coś zupełnie naturalnego. Jakby powiedziały: jestem hetero. Sama tego nie mam, nie wiem czemu, ale to jest chyba najbardziej męczące.
Ja, lesbijka, coraz bardziej lubię Ciebie.
Dziękuję, jestem mile zaskoczona, że znalazłam tu podsumowanie moich przemyśleń. Może język nieco inny, ale ten sam sens 🙂
Pozdrawiam serdecznie
Miło mi się czytało ten teks jako lesbijce 🙂
no bullshit quality..-ładne 🙂 kupuję 🙂
różnorodność jest spoko. połechtał mnie też ten tekst – przyznam się, ale lesbijki są też ludźmi, nie zapominajmy o tym 😛
Genialny tekst. Mam nadzieję, że będzie takich więcej. Bo normalne jest tylko to, że się różnimy – i to jest cudowne. Kiedyś wdawałam się w dyskusje, że homoseksualizm to nie choroba (sama jestem w związku z facetem, żeby nie było, że broniłam siebie), ale zauważyłam, że to nie ma większego sensu. Jak ktoś się zaprze, to nie słucha w ogóle niczego, co się do niego mówi i tyle. Dlatego – więcej takich artykułów! 🙂
Pani Malgosiu, siwetny tekst. Ja tez lubie lesbijki (choc sama nia nie jestem) i gejow, przykre jest to, ze w Polsce sa uwazani za osoby chore, ktore nalezy leczyc. Prawda jest taka, ze kazdy ma prawo wlasna d..a rzadzic.
Niestety, to Polska wymaga leczenia, ale ciemnogrodu pewnie dlugo sie nie pozbedziemy.
Bardzo dobry tekst, z uśmiechem na twarzy go przeczytałam; tak niestety jest i zapewne długo, długo będzie. Jestem lesbijką, aż dziwnie mi się wypowiada to słowo, bo dla mnie moja miłość jest miłością nie orientacją samą w sobie.
Trafiłem tu przez przypadek. Jestem, niestety, zmuszony siłą oderwać się, bo jutro sporo rzeczy do zrobienia.
To absolutnie piękne.
Oto chodziło. Gratuluje autorowi
Obiecuję przeczytać wszystko. I obejrzeć!
Bo z Bohatera w jednej chwili przeskoczylem tutaj zostawiając tam tyle ciekawych linków, które nam podrzucasz.
Jesteś wyjątkowa, dzięki!
Macie racje
Mam przyjaciółkę od prawie 15 lat.Jakieś 6 lat temu powiedziała mi ,że jest homo.Nigdy nie był to dla mnie problem i nie widzę dlaczego w ogóle miałby być.Boli mnie to ,że ciągle musi wybierać między tym co chcę a tym co powinna bo tak trzeba,tak było i tak ma pozostać, bo co ludzie powiedzą.
Nie pomagają w tym na pewno parady równości ,które nijak nie mają się do światopoglądu ludzi homo,mało tego często sami homo wstydzą się tego co dzieję się na tych paradach.Później jest to pokazywane w mediach ,oni wybierają „najciekawsze” ujęcia ,ludzie to oglądają i koło się zamyka.
Gocha, gdzieś Ty była. Wróć-jak ja Cię tu do tej pory nie znalazłam? Od tylu lat, co jakiś czas przypominała mi się „blond,mega konkretna laska z extra głosem” , którą na vivie widziałam ostatnio jak była premiera „Toxic” Bryśki. I dopiero mentor Żulczyk pokazał – tu jest, tu pisze, lamusie niedoinformowany. Dobrze Cie widzieć, Małgo.
„Dla mnie to jest kobiecość w wersji max, kobiecość opór. Tak bardzo samowystarczalna, że nie musi prosić o żadne pozwolenia na adopcję, bueheheh, in your face, strażnicy prawa naturalnego. ” -> tak zgrabna konkluzja , że LOL:)
Super, fantastyczny wpis…pozdrawiam tęczowo 😉
‚Inność drażni jednakowość’ jak gdzieś wyczytałem w rozległym świecie internetu.
Przeczytałem ten wpis jednym tchem i przypomniałem sobie o swoich początkach transformacji kiedy uświadamiałem sobie, że ‚rzekoma normalna większość’ twierdzi, że ja jako osoba transpłciowa jestem poza przyjętą ‚normą’ i stoję przed wielkim wyzwaniem wyznania, że moim pragnieniem jest korekta płci. Długa droga transformacji psychicznej, fizycznej, społecznej, kulturowej. ‚A droga długa jest nie wiadomo czy ma kres(…)’ 😉 Lubię lesbijki bo to było pierwsze środowisko które dało mi akceptację. I na moje szczęście najbliższe środowisko nie okazało się być ‚statystycznym polakiem’. Pozdrawiam Cię.
lesbijki dziękują za felieton 😉
Dzięki.
Czytam – ciekawe. Ok. Czasem tu wracam, tak jak na inne blogi, ale nie pamiętałam tym razem jak to tutaj jest. Myślę „to teraz poczytam komentarze” i szczena opada mi do ziemi. Dwa. Serio? Serio serio? To była historia impulsu do tego, żebym napisała, co myślę.
Siedzę w świecie z pozoru heteronormatywnym. Nie przywiązywałabym do tego takiej wagi, gdyby nie koleżanka, która przestała chcieć się ze mną widywać po naszej rozmowie na ten temat. Przyznałam się, że jako osoba hetero niezbyt jestem chętna oglądać ludzi homoseksualnych w sytuacjach łóżkowych. Wydaje mi się, że wynika to z poczucia, że „oni” potrzebują więcej prywatności. To takie poczucie, że ja i tak tego nie będę rozumieć. Wiem, że wielu mężczyzn lubi, gdy kobiety udają, że są bi i na imprezach obcałowują inne laski. Mnie to mierzi. Czytając Twój tekst uświadomiłam sobie dlaczego. Nie ma to nic wspólnego z homofobią. Chyba po prostu nie lubię jak ktoś pozuje na kogoś, kogo i tak nie jest w stanie zrozumieć. Inne oczekiwania postawione są wobec lasek, które ładnie wyglądają jako lesbijki, a inne wobec wspomnianych kobiet, które wyglądają, jakby były lesbijkami. Podobny dysonans przedstawiłaś w opisie gościa, któremu marzyła się noc z lesbijkami.
We wspomnianej rozmowie zostałam oskarżona o dyskryminację homoseksualistów poprzez wykorzystywanie w żartach i anegdotach osób heteroseksualnych. Bardzo mnie to zabolało, bo nie umiałam się obronić przed tym. Jestem hetero i tego nie zmienię. Mogę ewentualnie „nabyć” znajomych homoseksualnych, żeby móc opowiadać inne anegdotki, ale i tak pewnie gadanie przy piwie nie będzie miało nic wspólnego z płcią i preferencjami, tylko z pracą, polityką i opowiadaniem o swoim życiu wewnętrznym i codziennych rozterkach.
Dziękuję, że piszesz. Dla mnie takie miejsca w necie są ważne.
Lesbijki tez Cie lubia. Coz, przynajmniek ja.
Najlepsze w tym jest to, że faceci na widok (ładnych) lesbijek się ślinią, ale geje to obleśne pedały i go gazu z nimi.
Też lubię lesbijki. I choć lesbijką nie jestem, przynajmniej dwa razy w tygodniu zakochuję się w dziewczynie z tramwaju/metra etc. Czasem myślę sobie nawet: „o rrrany, ale fajna i ładna dziewczyna, niezła laska”. a potem myślę: „ej.. to trochę seksizm i ocenianie po wyglądzie” buehehe.
dziewczyny są spoko.
pozdrowionka z Falenicy tak w ogóle 🙂
Genialne! Fajnie wiedzieć, że nie tylko ja przyjmuję takie stanowisko w tym temacie. Świetnie czyta się to co Pani pisze. Pozdrawiam!