O rozmawianiu

Bardzo długo wydawało mi się, że nie mam nic do powiedzenia, gdy dookoła mnie mówią inne osoby. Teraz z ciekawością oberwuję, jak to moje ówczesne poczucie rozszerza się na dyskusje internetowe i jak wpływa tym samym na sposób, w jaki ze sobą rozmawiamy. Czy też raczej – nie rozmawiamy. Jakiś czas temu postanowiłam darować sobie kontakty z osobami, które nie rozmawiają, tylko przemawiają na jakieś tematy i to w taki sposób, żeby do treści tego, co mówią, nie przelało się nic osobistego. Są na to różne sposoby, z których najpopularniejszym jest cięty dowcip, a najbardziej wysublimowanym –  sięganie po cytaty Žižka i Focaulta. Obydwa te sposoby mają podobną jakość – ni chuja nie dowiesz się, co Twój rozmówca myśli i czuje naprawdę.

Taki miałam moment, że musiałam skonfrontować się sama ze sobą, zobaczyć siebie w świetle dnia, wyżuć się i wypluć wyżutą. Zobaczyłam wtedy, że jestem słaba i bojaźliwa, ale też ciekawa. Że interesują mnie rzeczy. Interesują mnie rzeczy związane z ludzkim doświadczeniem i jego aspektami – dlatego właśnie, kiedy kogoś poznaję, najbardziej interesuje mnie to, z jakiego jest miasta i co studiował (no chyba, że nie studiował, co oczywiście nic nie przekreśla). Niestety, takie rozmowy możliwe są w gronie nie większym niż trzy osoby. A dosyć często rozmowy toczą się publicznie. I coraz częściej odbywamy je nie w kawiarni czy po koncercie, tylko – o jezus – na fejsbuku. 

Jakiś czas temu postanowiłam ograniczyć kontakty z osobami, które mówią równoważnikami zdań o czymś, co ma zapełnić niezręczną ciszę. Na przykład o nowych miejscach albo o tym, jak się Piotrek najebał we środę.  Albo o nowym zestawieniu płyt z Rate Your Music (każdy ma jakieś środowiskowe tematy zastępcze). I najsmutniejsze dla mnie było zawsze to niedocieranie do sedna. To, że ktoś, z kim rozmawiam nie bardzo mówi mi, co przeżył. Pamiętam koncert klawesynowy w podziemiach kawiarni Chłodna 25. Dla lwiej części zgromadzonych było to doświadczenie tak bardzo egzotyczne, że musieliśmy się upewniać, kiedy należy klaskać. Natychmiast po koncercie zaczęłam więc szukać porozumienia u moich współziomków, muzyków zresztą, na temat tego, co się wydarzyło w tej piwnicy. Mówiłam coś i o brzmieniu instrumentu, że jak potok i o samej konstrukcji muzyki poważnej, że w jednym utworze przewija się tyle motywów na piosenkę (zwanych przez młodych krytyków “hookami”).  Słuchali mnie w milczeniu, a potem zaczęli rozmawiać o sobotnim spotkaniu i przypominali sobie sobotnie żarty. Poczułam, że jestem jakaś głupia. 

Innym razem wzięło mnie na analizę dwóch biegunów muzyki – że jest muzyka o odcieniu złotym, wywodząca się z psychodelicznych, często afrykańskich źródeł i muzyka srebrna, czyli syntezatorowa oparta na nowej fali. Akurat miałam wtedy szczęście, żeby podyskutować nad tym zagadnieniem, jeszcze opierając to o dalsze refleksje dotyczące znaczenia Księżyca i Słońca w kulturze. Ale nawet jak teraz to piszę, to już uruchamia się we mnie czujka. Że to śmieszne. Że pensjonarskie. Że lepiej powołać się na Simona Reynoldsa (dziennikarza, który w pocie czoła próbuje zanalizować zjawiska współczesnej muzyki niepoważnej) niż mówić o swoich refleksjach, narażając się przecież na śmieszność. Tak jakby nie za bardzo było miejsce na swoje, na własne, jakby płaszcz czyjegoś nazwiska był jedynym sposobem na wyłożenie czegoś, co jest naszą refleksją. Ewentualnie możesz sobie na to pozwolić, jeśli użyjesz dużej ilości wyrazów obcego pochodzenia.

Mam narastające poczucie, że krajobraz dyskusji został jeszcze bardziej zdegradowany przez internet. Zanim coś napiszesz, powinieneś to sprawdzić w wikipedii, nie możesz pozwolić sobie na błąd, czy to w nazwisku, czy w interpunkcji, mimo że przecież najistotniejszą powinna być główna myśl, refleksja. W ciągu sekundy najprawdopodobniej nieznana ci osoba wytknie ci błąd. Publicznie. Bo Twojej rozmowy na temat klawesynu-potoku posłucha pięć osób, ale kiedy to napiszesz, to już wszyscy widzą. Mało tego – możesz liczyć też na to, że ktoś ci nieżyczliwy zrobi print-screen i wyślę go do znajomych jako świetny powód do beki, że taki jesteś głupi. W magicznym świecie internetu widzą cię wszyscy, więc mechanizmy opisane przez Gustawa Le Bona w “Psychologii tłumu” działają jeszcze skuteczniej.

Najgorsza jest ta śmieszność właśnie. Nie możesz odsłonić miękkiego podbrzusza, ponieważ z odmętów na bank wychynie wyposażony w argumenty typu „co to za brednie” adwersarz. Może to nawet być nie słowo, lecz gif, albo prosta konstatacja „jest mi wstyd, kiedy to czytam”. Nie ma rozwinięcia tej myśli, jest natomiast duży ładunek samozadowolenia. Ponieważ lepiej grać w drużynie z mocniejszymi, to lajki lecą jak opętane. Lajkują osoby, które czują się lepsze, a w każdym razie nie chcą poczuć się gorsze, przede wszystkim zaś – boją się śmieszności. Sławek Sierakowski, o którym można by wiele napisać, powiedział w wywiadzie dla Gazety Wyborczej jakiś czas temu:  „XX wiekiem rządził strach, a tym, co rządzi XXI wiekiem jest wstyd. Kiedyś bałeś się coś powiedzieć, bo cię wsadzą, spałują. Dzisiaj nie mówisz, bo cię wyśmieją”. 

Tym samym możliwa jest narracja jedynie tych, którzy się nie boją, którzy opanowali wiedzę na poziomie encyklopedycznym, więc nie można zarzucić im błędu i którzy są w dodatku złośliwi. Cała reszta milczy, śledzi dyskusje w internecie dając ewentualnie tzw. “ciche lajki” komuś, kto wypowiedział ich myśl.

Jak bardzo ten krajobraz różni się od mitycznych sokratejskich dyskusji, w których, mówiąc kolokwialnie, nie było głupich pytań. Jak ja mam się czuć, skoro widzę moich znajomych w newsfeedzie, o których to znajomych wiem, że w głębi ducha czują się niepewni, łykają antydepresanty, ale jedyne, co pokazują z siebie, to zabawne filmy i gify, ewentualnie uczestnicząc w zbiorowych linczach nad kimś, kto ośmielił się być za bardzo emocjonalny? Z jakichś przyczyn coraz więcej czytam żartów i napastliwego upuszczania jadu, coraz mniej nazywanych naiwnymi pytań: „dlaczego się pastwisz?”. 

Dziwny to dla mnie świat, bo jeśli coś nie spełnia moich wymogów estetycznych czy erystycznych, staram się kłaść na to zasłonę milczenia. Z drugiej zaś strony kwitnie elitaryzm powodujący wykluczenie. Na pewne tematy możemy mówić wyłącznie przy pomocy akademickiego języka. Tym samym tworzy się getto, w którym pojawiają się słowa “neoliberalizm”, “serializm” i “fenomenologia”, bez przekładania ich na zrozumiały język, rozwijania myśli słowami i konstrukcjami, które może zrozumieć każdy. A bez możliwości zadania pytania, bez możliwości przyznania: „nie rozumiem, czy możesz to wyjaśnić” nie jest możliwa rozmowa. 

Rozmowa, dialog, nie jest możliwa, kiedy dyskredytujesz rozmówcę. Po prostu dlatego, że jest pedałem, po prostu dlatego, że jest korwinistą, po prostu dlatego, że nie przesłuchał wszystkich płyt świata. Myślałam, że wyeliminowałam w ten sposób wykluczające osoby z mojego życia. Ale dogoniły mnie w newsfeedzie i komentarzach. I dlatego uzmysłowiłam sobie, że muszę wyeliminować je teraz z internetu. Ponieważ ja chcę rozmawiać i uważam, że nie ma głupich pytań ani nie ma głupiego opisu prawdziwego doświadczenia. A, niestety, zarówno jednych, jak i drugich jest w internecie coraz mniej. 

Małgorzata Halber 

Korekta: Katarzyna ‚Szpro’ Paprota, autorka bloga szprotestuję.

25 thoughts on “O rozmawianiu

  1. Miałam dać tylko „cichego lajka” na FB, ale pomyślałam, że napiszę.

    Dziękuję za ten post. Cieszę się, że są ludzie z takim spojrzeniem na świat, które poszukuje jakiejś treści i nie pomija „wykluczonych”.

  2. Gosia, a po co gadać z dziewczynami, które już mają chłopaka jak i tak jak znajdą sobie faceta to mają wyjebane we wszystkich innych i chcą się tylko lansować przed koleżankami i pokazywać jak dobrze potrafią okręcić sobie wokół palca pozostałych facetów którzy będą za nimi latać. Można próbować odbić dziewczynę, ale tu jest też dylemat moralny odnośnie tego co z jej chłopakiem (on też ma jakieś uczucia). Latanie za dziewczynami, które nie są kandydatkami na przyszłą dziewczynę/żonę są bezcelowe i dlatego jeśli znajdziesz już sobie partnera to najlepiej jest zrobić z nim dzieci i wtedy będziesz mieć mnóstwo dodatkowych ludzi którzy zawsze będą z tobą chcieli pogadać. Piszę to jako facet, więc powiem jeszcze jak to jest w relacjach z innymi mężczyznami. Od pewnego wieku kumple znajdują sobie żony i kontakty z kolegami też powoli się urywają, jeśli już się spotykają to zazwyczaj na jakąś alkoholową imprezę. Po wielu takich imprezach, na których się wypiło, aż zanadto alkoholu i dużo wymiotowało człowiek ma już trochę dosyć takiego picia. Poza tym ludziom (a w szczególności dziewczynom) trzeba mówić to co chcą usłyszeć i jeśli się chce z nimi mieć dobre relacje to najlepiej im przytakiwać. Jest to dosyć męczące i prowadzi do ograniczenia kontaktu z ludźmi do minimum i przeniesieniem się życia do świata internetu gdzie każdy może zajmować się tym co go interesuje. Pozdrawiam, a tak przy okazji nie przejmuj się tak wyglądem bo na prawdę jesteś sexi, prześwitujące przez bluzkę sutki były dla mnie bardzo podniecające, masz także bardzo ładną buzię i fajnie ułożone włosy.

  3. Pani Małgosiu,
    tekst wydaje się być niezwykle szczery, bardzo interesujący.
    Czekam z niecierpliwością na książkę.
    Pozdrawiam serdecznie

  4. Myślę, że gorsze od samej śmieszności w oczach innych ludzi jest lęk przed tym. Ja codziennie zmagam się z lękiem przed oceną innych – bycia śmieszną, mało interesującą czy głupią. Świata się nie zmieni, prędzej nasza percepcja może ulec zmianie ale to też jest trudne… oderwać się od myśli powodujących lęk, oderwać się od fobii społecznej.

    Pozdrawiam Cię Małgosiu.
    Ana

  5. To dlatego, że obecnie nie praktykuje się rozmów tylko dyskusje.
    Próba nawiązania rozmowy jest obecnie najczęściej odbierana jako próba wejścia w dyskusje.

    Dyskusja pozwala „błyszczeć” wśród innych, daje szansę określenia się wobec świata, pokazania własnych przekonań i wartości, buduje ego. Można ją porównać do malowania pięknej maski karnawałowej którą zakryjemy później szare i paskudne mordy.

    W świecie w którym jest się jedną z 6 miliardów mrówek, małym pyłkiem, to właśnie nasza małość chyba najbardziej nas przeraża. Dlatego coraz częściej porzucamy rozmowę na rzecz dyskusji.

  6. Heh masz racje,choć i w powyższym tekście padły słowa niezrozumiałe dla mniej’) czasem gdy ktoś jest prosty nie musi być prostakiem, czasem ktoś kto czyta na dobranoc słownik wyrazów obcych nim jest..
    Pozdrawiam
    Ćpun

  7. Za dużo myślisz. Od razu to się czuje. Mam to samo.

  8. Dziękuję za te słowa. Wstyd rzeczywiście jest potężną bronią zabijającą szczerość. Chęć podzielenia się przeżyciem, najpierw z samym sobą, później z innymi. Mam wrażenie, że mimo wielu słów pozornie wspierających indywidualizm, żyjemy w czasach, w których nadal mocno istnieją jedynie słuszne szablony (nawet poparte naukowo) i przez ich pryzmat następuje bardzo czarno-biały podział na ludzi sukcesu – tych godnych naśladowania oraz tych pozostałych, których można w taki czy inny sposób wyśmiać lub wyszydzić. Nieraz łapałam się na tym, że wstydzę się już sama przed sobą przyznać do tego, czego pragnę, o czym marzę, jak żyję, ponieważ nie przystawało to do szablonu. Pragnienie własnego przeżycia jednak okazało się silniejsze i choć mniej ludzi wokół, to przynajmniej wiem, że w środku mieszka człowiek. Niedoskonały, z wieloma słabościami, wkurzający czasem, a właściwie cholernie często, ale własny. Bardzo chcę dbać o jego marzenia, choć często uginam się pod ciężarem lęku, ale cichutka miłość do tego człowieka jest jednak silniejsza, choć głośno się do tego nie przyznaję. Jeszcze myślę, że nie wypada.

  9. Mam gdzieś, czy jestem pedałem czy nie… Jestem alkoholikiem i zupełnie nie wiem co mam z tym zrobić : ( sklamałem, wiem, muszę zgłosić się do AA). Wiesz, kiedy to do mnie dotarło? Jst taka audycja na tokfm prowadzi W.Osiatyński… I właśnie wtedy nie On przesłuchiwał a On był przesłuchiwany… Mówił o swojej książce, kolejnej części… I wtedy zrozumiałem, nic to zrozumienie nie dało… A później kolejne lata, i nikt się nie spostrzegł…

  10. Chyba się zakochałam w lekkości Pani pióra. Wrócę na pewno. Po więcej. 🙂

  11. Z niecierpliwością czekam na książkę, ma do mnie dotrzeć jutro… Już teraz dziękuję, dodałaś mi odwagi

  12. Witam Pani Malgorzato

    Nie mogac wygooglac Pani maila, sprobuje zatem tutaj podzielic sie odczuciami po przeczytaniu Pani ksiazki.

    Ale zacznijmy od poczatku. W sobote trafilem na wywiad z Pania na wyborczej.
    Przeczytalem i pomyslalem: „dobre, bez pierdolenia”

    Nastepnego dnia po pracy mialem juz ksiazke, czujac sie chory wrocilem do mieszkania, zagrzebalem sie w lozku, i zaczalem czytac, a im bardziej czytalem to tym bardziej wiedzialem ze musze skonczyc dzis.

    Zaczne od formy: powiesc ktora mowi o bardzo waznych rzeczach, do tej pory dostepnych w dziale „psychologia uzaleznien”, gdzie raczej szary czlowiek sie nie zapuszcza. Wielki plus za odsektowanie terapii i mitingow AA. Tam nie ma szybkich trikow i cudownych sposobow, tylko ciezka orka.

    Powiem tak, nigdy w zyciu nie przeczytalem 350 stron w ciagu 1 dnia.
    Na swojej liscie ksiazek ktore faktycznie do mnie trafily to jest numer 2.
    Podium dzierzy Rozmyslania Aureliusza.

    Najwazniejsza zaleta tej ksiazki to szczerosc. Bez owijania w bawelne.
    Nie ma pierdzenia w stolek i glaskania. Boli mnie ta ksiazka. Ma sie te 30 lat, a o zyciu gowno wiadomo i trzeba improwizowac.

    Ja przeczytalem w 1 dzien, moja kobieta tez, teraz ta ksiazka juz wedruje do osoby ktora za nic w swiecie nie chce jej przeczytac. Moze rzuci okiem, moze podrze, moze cos w niej drgnie.

    Pozdrawiam
    Dbaj(my) o Siebie

    Łukasz

  13. zaczęłam Cię czytać. w „najgorszym…” każda strona to niezłe wyzwanie dla mnie samej. nie pamiętam kiedy tak bałam się czytać książkę.
    ale dziękuję. bo wiem, że jak ją przeczytam, przejdę siebie.

  14. Cześć Małgorzata:) czy mogę dostać jakiś kontakt do Ciebie? przeczytałam Twoją książkę, wczoraj zakupiłam pod wpływem odczytania morza hejtu,to jakby popchnęło moją ciekawość. I bardzo Cię polubiłam, a z tv pamiętam, że nie bardzo. Serdecznie pozdrawiam i na pewno zajrzę:))

  15. Małgosiu, z tzw. „innej beczki”. Właśnie skończyłam czytać Twoją książkę…..Przytulam Cię.

  16. Cieszę się Małgosiu, że napisałaś ten artykuł. Jest wiele osób, które myślą podobnie ale nie mają tyle odwagi aby o tym mówić publicznie. Ja również do nich należę. Nauczona doświadczeniem często po prostu milczę. Nie znaczy to, ze mam nic do powiedzenia ale nie chcę grać inną niż jestem. Ja to ja, prawdziwa we wszystkim co robię i taka chcę pozostać. Najwartościowszymi ludźmi, których spotkałam w życiu nie byli Ci głośni ani błyszczący. To byli ci cisi, niezauważalni na pierwszy rzut oka, wydawałoby się – mało interesujący. Dopiero głębsza znajomość ujawniła, że były to diamenty. Życzę Ci Małgosiu abyś na Twojej drodze życia spotykała jak najwięcej takich diamentów.
    serdecznie pozdrawiam

  17. Odkąd przeczytałam ten tekst, mam go w głowie. Abo gdzieś bliżej duży. Bo jest cholernie „mój”. Bo wyhodowałam sobie niepostrzeżenie lęk, że może nie znam się dość dobrze, że powiem coś nie dość mądrze, że za mało wiem, że inni przeczytali więcej książek i filmów, więc mi pokażą, że nie mam racji albo się ekscytuję bez sensu i zachwycam naiwnie i na wyrost. Wpadam w pułapkę – boję się, że jeśli się odezwę, to nie dość mądrze, więc nie odzywam się – i myślę, że wtedy to już niewątpliwie sprawiam wrażenie głupiej.
    Nigdy nie pomyślałam w ten sposób: że ludzie, którzy mówią rzeczy elokwentne lub cyniczne, nie pokazują tak naprawdę swojego zdania. Byłam przekonana, że tak, zazdrościłam im, że mają odwagę czuć się na tyle kompetentni – lub inteligentni z natury – by mieć zdanie tak określone i zdecydowane i mówić o nim w sposób niedelikatny – widocznie są go tak pewni, myślałam. Może niektórzy są, może nie są. Może ja faktycznie jestem durna, że w dyskusjach pilnuję, by nikogo nie obrażać i jeśli przypadkiem wywołam rozmowę znajomych na facebooku, to staram się podkreślać, że każdy może mieć swoje zdanie, że każdy jest człowiekiem i że ja nie rozstrzygam niczego. W ogóle nie lubię w ten sposób rozmawiać o rzeczach poważnych. Bo zbyt łatwo się popisywać i wygaszać radykalne osądy niż prosto w twarz, nawet, kiedy widzi się zdjęcie i nazwisko rozmówcy. Może gdyby przyszło do rozmów na żywo, z konkretnymi ludźmi, których dotyczy problem lub po prostu mają odmienne zdanie, to ci wygaszający skrajne (z jakiejkolwiek strony i w jakiejkolwiek sferze) poglądy, nie byliby jednak tak ich pewni?
    I co do ciekawości ludzi i odbioru przez nich rzeczywistości: najbardziej mnie interesuje często opinia laików w jakiejś sprawie. Jest taka od serca, prawdziwa, oparta na emocjach i skojarzeniach. Kiedy chcę z kimś porównać swoje zdanie o filmie, piosence, potrawie – najbardziej ciekawi mnie zdanie tych, którzy nie noszą w sobie encyklopedycznej wiedzy o danym gatunku muzycznym i nie przeczytali wszystkiego danego autora, by potem powtarzać, że odcina kupony od sławy i nie ma pomysłów. Chcę opinii z innego punktu widzenia, która pokaże mi pośrednio inny kawałek świata. W ogóle bardziej lubię poznawać opinie i preferencje co do małych kawałków świata, codziennych rzeczy i małych przyjemności, obserwować reakcie na drobiazgi i poznawać czyjeś drobne nawyki – bo to bardziej się składa na obraz danego człowieka niż rozmowa, w której miałabym zadawać pytania, na które odpowiedź musi być deklaracją poglądów. Wierzę, że świat składa się z małych rzeczy, a uczynić go lepszym możemy trochę większy dając kredyt zaciekawienia i sympatii innym, a mniej wtrącając się w kwestie, które nas nie dotyczą.
    Taki górnolotno-naiwny mi się na koniec zrobił słowotok, ale musiałam się wygadać spontanicznie, bo tak bardzo to we mnie siedzi, kiedy ludzie, którzy rzeczywiście mają coś do powiedzenia, mówią to w bardzo niefajny sposób, co się w moim życiu ostatnio przydarza…

  18. „Najgorszy człowiek na świecie” zrobił w mej głowie totalny rozpie**** w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Muszę, ale to naprawdę muszę skonfrontować to z Autorka bloga. Napisałam wiadomość, dość długą wiadomość, jednak jest ona zbyt intymna by dzielić się z nią z wszystkimi mimo, że piszę anonimowo. Jeśli jest możliwość uzyskania jakiegokolwiek kontaktu, adresu @ etc. gdzie mogłabym przesłać moją wiadomość Autorce byłabym niezmiernie wdzięczna. Pozdrawiam.

  19. Pani Małgorzato, witam.
    wiek zobowiązuje więc zaczynam od „Pani” chociaż mamy tyle samo lat -36 i przypuszczam, ze tak jak ja nie czujesz się „Panią”. Wiem ile, bo przeczytałam to na okładce książki, którą wczoraj skończyłam czytać. I nie wiem jak do Ciebie dotrzeć, żeby pogratulować i podziękować.
    Jest fenomenalna! Skotłowała mnie, wyżęła, przetrawiła i wypluła. Nie ja ją – ona mnie. Już miałam jej dość, momentami opisy tego nieszczęścia były dla mnie aż za mocne, płakać mi się chciało, ale jak tylko ją odłożyłam to mnie wołała. Chciałam wiedzieć jak sobie z tym wszystkim poradziłaś.
    Właśnie słowo o konstrukcji – świetnie to zrobiłaś. Jestem tylko laikiem czytelnikiem. Ale nawet książka o uzależnieniu miała suspens: ciekawa byłam czy skończysz z M.
    Jeszcze tylko dwie rzeczy. Jedna: dzięki za tą książkę, bo zrozumiałam, że mam problem. Ale, że ten wpis nie ma być o mnie tylko o Tobie to powiem od razu drugą rzecz: temat ważny, ale też ta książka jest po prostu wyśmienicie napisana.
    Te opisy stanów świadomości: wycia do ścian, obezwładniającej samotności, szukania celu, śmieszności – albo tego co wydaje Ci się śmiesznością, prób podniesienia się z upadku, dna, ale też podniesienia czoła we „wtorek, czwartek, o trzynastej”- ja Cię po prostu widziałam w tym stanie, a co więcej w wielu, wieluuu przypadkach utożsamiałam się z Tobą.
    To jedna rzecz, a druga to też opisy, ale jak już udało Ci się odzyskać chęć do życia, więc opisy Pól Mokotowskich, przyrody, asfaltu, powietrza, Twojej radości, jak już pokonałaś swoje strachy – są super. Dziewczyno – masz ogromny talent!
    Dzięki za KSIĄŻKĘ – też się cieszę, że udało Ci się ją napisać.
    Dzięki za szczerość – chyba nie czytałam bardziej totalnego opisu siebie. (Ale fakt, darowałam sobie ostatniego Gombrowicza).
    Czekam na następne – ale nie spinaj się, że musisz, poczekam ile trzeba:)
    Pozdrawiam
    Karolina

  20. Dziękuję Ci za książkę. Dla mnie jesteś WIELKA. Dzięki „Najgorszemu człowiekowi na świecie” wiele odkryłam…przede wszystkim w sobie. Głęboki szacunek dla Ciebie.

  21. Czasem zrzucam naiwnie całą winę na technikę. Na lakoniczne smsy, przesycone do zarzygania emotkami, na internetowe pismo obrazkowe, które ma zastąpić wszystkie, siedzące w głowie, słowa. Teraz mam telefon, iks kontaktów na liście, że łatwiej teraz powinno być, ale okazuje się, że jednak trudniej. Był czas pytania o współobecność i czas żebrania o rozmowy, usilne próby dłuższej wymiany zdań, poglądów, czegoś więcej niż „pozdrowienia z ..”, „jestem w jakiejś dupie”, „:) :P”
    I chuj. Poczułam się jakbym kogoś zmuszała, ciągnęła na siłę za język. Czułam się podle, bo dotarło do mnie, że to jakoś tak grochem o ścianę. Internet uzmysławia jak bardzo można się czuć samotnym w tłumie, jak strasznie niewidzialnym można się stać w zalewie złotych myśli z kwejka czy demotywatorów. Mamy się w znajomych, ale tak bezpiecznie na odległość.
    Chyba przestałam się już starać.

    (…)Wszystko dlatego, że pewnego dnia, przyszedł sobie Pan Bezsłów i postanowił zostać dłużej niż oczekiwałam.
    Pijemy kawę, palimy papierosy i milczymy.
    Siedzimy i milczymy.
    Milczymy.
    Czasem, obserwując otaczający nas świat, obserwując siebie w lustrze, rzuci zrezygnowany tekstem: Wiesz? Brak mi słów. Nie wiem co powiedzieć. Jak określić to, co we mnie, jak nawiązać dialog z otoczeniem… Chyba nie potrafię już rozmawiać. Mogę tylko milczeć, albo powtarzać, jak echo, czyjeś zdania.
    W milczeniu, potakuję głową, przyznając mu rację.

  22. Czy mogę otrzymać Pani adres mejlowy? Chciałabym podzielić się swoimi odczuciami po lekturze Pani książki, a jako że nie istnieję na fejsbuku, to nie wiem, jak je Pani przekazać 🙂 A na blogowy komentarz to i za długie i nie do końca na temat.

  23. Mam tak samo. Mam tyle do powiedzenia, a wszyscy wkolo maja mnie za milczka i jakas niedorajde. Nie potrafie rzucac chamskimi zartami i to mnie w moim otoczeniu dyskwalifikuje :/

  24. Po takim wpisie chyba każdego zatkało i stąd ten brak komentarzy…

    Fajnie, że jesteś, fajnie że piszesz, tak jak piszesz – czyli bez zadęcia i szczerze, a nie, że wszystko jest fajne, kolorowe i piękne, że przebiegłaś ileśtam kilometrów albo stosujesz nową dietę czy cokolwiek teraz piszą i mówią „gwiazdy”.

    Bo niby jest fajnie ale jakoś nie jest! I mi też nie chce się udawać, że jest na odwrót. I też nie wiem co to jest ta fenomenologia, chociaż kilka razy już czytałem definicje!
    Odkąd skończyłem 28 lat (nie wiem skąd ta granica…) czasem się cieszę ale przeważnie jest mi smutno, co nie przeszkadza mi doceniać piękno, do którego zaliczam też szczerość.

    dzięki

  25. Dobrze prawisz Małgorzato . Dzisiaj przypadkiem wszedłem na twojego bloga , czytałem tekst o Tacie , zrobił na mnie wrażenie , poszedłem za ciosem i podczytuje kolejne , podoba mi się twój sposób myślenia i podejścia do tematu rozmowy , ale za brakiem dialogu idzie świetnie „modna”ignorancja jako bycie ponad „to” mienie w dupie co i kto czuje dzieląc się czymś , bo tak jest łatwiej , bo bez wniosków . Ale patrząc dookoła skąd ci ludzie mają czerpać przykład , z mediów ? jakich? ze szkoły? jakiej ? studiów ? Więc lepiej olać sprawę mimo że ma się ochotę powiedzieć a gówno!
    Pozdrawiam

Skomentuj Marzena Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *